Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kbialy2002 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 201123.50 kilometrów w tym 45999.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.56 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.





Turysta rowerowy umieszczony w granicach rozsądku. Ważne żeby z wycieczki coś zostało w pamięci...

To nie sztuka pojechać z nami na wycieczkę... Sztuka to przyjść na następną.



Planowane Wyprawy Rowerowe



- Nigdy nie planuj jutra...





______________________

Moje GALERIE PICASA

Galeria 2011-20...

Galeria 2009-2011

Galeria 2006-2009





Inne ciekawe strony





______________________

Elbląska Strona Rowerowa

ESR

______________________

Stronka Mareckiego

Marecki home



Zaliczone Gminy w Polsce.



Statystyki zbiorcze na stronę


2024 baton rowerowy bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kbialy2002.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

W pogoni za "niebieskim"...

Dystans całkowity:14833.00 km (w terenie 2395.00 km; 16.15%)
Czas w ruchu:724:44
Średnia prędkość:20.47 km/h
Liczba aktywności:65
Średnio na aktywność:228.20 km i 11h 08m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
189.00 km 69.00 km teren
12:00 h 15.75 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Umuldowani i umordowani na Wydmach Mierzi Wiślanej.

Sobota, 7 marca 2015 · dodano: 08.03.2015 | Komentarze 5

Pierwszy wyjazd tegoroczny na "umuldowanie" zaliczony.
Do "zabawy" terenowej nie musiałem namawiać nikogo niemal od razu Karol był chętny a Zbyszkowi wystarczył tylko mój jeden telefon i 10 sekund namysłu. Jedziemy i niema mocnych.
Zaczęło się niewinną wycieczką do Piasków po szosach. Karolowi nie wyschły buciki po ostatniej jeździe więc niestety tylko ze Zbyszkiem mięliśmy tą przyjemność podgonić kilometrowo, ale Karolek już deptał nam po piętach startując z Elbląga dwie godziny później.
Do Pisaków dotarł na czas i razem już we trójkę jechaliśmy do lasu aby dokonać dzieł - "przetestowania kondycji psychicznej i siłowej" na "Muldowej Masakrze Terenowej".

Zaczęliśmy od granicy Rosyjskiej po ścieżce rowerowej ale nie trwało to długo bo naszym zadaniem było przeorać wydmy a nie trakty rowerowe. Do Krynicy Morskiej jakoś szło piach wszędobylski spowalniał nas jak tylko mógł. Ja musiałem łagodzić atmosferę i co chwila powtarzać , że będzie lepiej... - niestety nie było.
Im dalej wbijaliśmy się w strefę Skowronek i Kątów Rybackich tym gorsza ścieżka i więcej piachu. Zbyszek co chwila powtarzał, że to jest masakra a nie wycieczka rowerowa... i miał rację bo to nie była wycieczka rowerowa tylko właśnie "masakra". Karol trzymał się dzielnie jak to zresztą „młodośc”.
Za Kątami Rybackim do Stegny szło już dużo lepiej bo ścieżka jest jakościowo super.W Stegnie nie było litości zmęczeni już całą trasą mięliśmy chęci na spokojny powrót do domciu…
Ja jednak nie mogłem sobie na to pozwolić… - i dawaj dalej…
Do Jantara równiutki i fajny singielek szło dobrze ale do Mikoszewa znowu piachy i piachy trzeba było kombinować i przekonywać skutecznie załogę że to już koniec…
Tak też ten koniec nastąpił dość nieoczekiwanie na 90-siątym przejściu w Mikoszewie.
Daliśmy radę chociaż każdy już był dobrze zmęczony. Do domciu wróciliśmy przez Rybinę i Tujsk asfalt wydawał się „ścieżką do Raju”…
Spokojnie pędząc za Karolem dotarliśmy do E-bowa…

TUTAJ ZDJĘCIA z GPS...






Granica Rosyjska...


Gdzieś w Polsce...


Kochamy to...




To też kochamy...


Z ukrycia...


A to już mniej...


Jantar...


Jak to na końcu wszyscy zadowoleni...


End...

Gratulacje Zbyszek za pokonanie po raz pierwszy „Muldowej Przygody” i wytrzymanie  w tym ciężkim terenie.
Karolowi Wielkie dzięki że był z Nami i poganiał nas – Jak to na Młodzież przystało…
Do siego razu..




Dane wyjazdu:
376.00 km 70.00 km teren
19:19 h 19.47 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys

Nocny Hel we mgle.

Sobota, 14 lutego 2015 · dodano: 16.02.2015 | Komentarze 0

No w końcu coś spłodzę na temat tego niecodziennego wyjazdu.

Podejmując szybką decyzje o wyjeździe na Hel - a tylko to chodziło mi po głowie w ten weekend, postanowiłem zaryzykować SMS-a do Mariusza i Roberta może któryś z nich będzie chciał nie zasypiać tej nocy.

No i jak się okazało załapali bakcyla obydwaj. Pytam do tej pory dlaczego ??? (bo weekend miał mieć zupełnie inną twarz – walentynki i te inne sprawy)… ale nie, hajda na „koń” i gonić.
Mario jeszcze coś sknerał o jakiejś Gwieździe i że nie może jechać ale mówię -dawaj ją na pół godziny i zrobimy z tego roweryku coś nadającego się do jazdy. Operacja była szybka i przyniosła pożądany efekt… nie było już tłumaczenia – jedziemy…
Do Gdańska pogoniliśmy lekko dookoła przez Marzęcino, Tujsk i Szkarpawę. Potem Trójmiasto nad Zatoką Gdańską i oczywiście niebieski szlak prosto do Pucka i na Hel.
Mgła i mgła, zdjęć mało, bo nie szło nic zrobić – aparaty we mgle wysiadają. Robert po przekroczeniu granic Pucka pożegnał się z nami i pociągną do Gdańska aby spotkać się z Mareckim, który tej nocy tez nie mógł spać.

My jechaliśmy dalej nieco już sfatygowaną DDR-ką do Władysławowa. Na miejscu starej ścieżki teraz trwają prace budowlane pewnie coś nowego tam położą – jak znam życie to asfalcik… i do Władysławowa będzie jak po szosie.
Na sam Hel już ciągnęliśmy ulica bo dystans duży a zimno i mokro coraz bardziej nas „biło po plecach”. Jeny jak jeszcze daleko do tego Helu. Ale momentalnie Kuźnica i Chałupy no… czas przyśpieszył czy My? Za chwilkę Jastarnia i Jurata i jeszcze 8kmów i Hel…
No tak nawet wcześnie bo 06.00 na „kukułce” . Teraz trochę ten Hel objechać i zrobić kilka zdjęć. Poczekaliśmy aż się rozjaśni i tak nad Morzem zwiedzając spędziliśmy jakąś godzinkę. Niestety po pewnym czasie już zaczęliśmy zamarzać więc trzeba było pożegnać Hel i dalej uderzyć w drogę powrotną.
No i wracamy… ale lekko znosi nas z ulicy bo snu brakuje… Ciężko tak jechać więc w Juracie na wiatce przystankowej krótka przerwa na sen.
Mario tylko się położy… i w sekundę słyszę… hrrrr, hrrr, hrrrNo kurcz, że on tak może. Ja też tak bym chciał ale nic z tego… więc co tu robić zacząłem biegać w kółko i troszkę po lesie parę pozycjiyogi przyniosło mi lekkie orzeźwienie i chęć kręcenia dalej… Budzę Mariusza ale słysze tylko hrrr, hrr- jeszcze chwilkę…
No kurcze chrapiesz już pół godziny wstawać…Pomału się zwlókł.
Ruszyliśmy dalej…
Bez niespodzianek dotarliśmy do Władysławowa i Pucka by teraz za dnia podejść do Klifów Puckich a tam przerażenie – pół metra od przepaści jechaliśmy w nocy… widać że i tam natura „zabiera” ląd. Ale nic to dalej jedziemy już w słońcu i prtzy pięknej pogodzie bo nagle z -8 stopni zrobiło się ciepło jak na wiosnę i mgła odpuściła na dobre.
Pomału, pomału tą samą droga jaką jechaliśmy tą wracamy. Minęliśmy Trójmiasto i aby pominąć 7-demkę znowu bokiem przez Szkarpawę do Elbląg.
Dobrze umęczeni i zmarznięci dotarliśmy do końca tej wyprawy.
Nie powiem lekko nie było mięliśmy nawet parę wahnięć co by wracać pociągiem ale dzielnie stawialiśmy temu czoła i dobrze bo teraz zadowolenie jest o wiele większe z pokonania dystansu.

Wszystkie foty jakie wyszły TUTAJ...



A tutaj kilka :


Gdańsk...


Końcówka eskapady Sopockiej...


Kultowa "Łódka"...


Ledwo w tej mgła odróżnić ludzi a co dopiero drogę...


No i kto zgadnie gdzie...


Hel - Kukułka na 06.10...


No i świetnie...




Chrapiący Mario...


Budowa na DDR-ce do Pucka...


Puck...


Jest i urwany klif...


Za dnia zupełnie inaczej...


Chrapiący Mario w Łodzi...


Błysk-awica...




Taka impreska - zostajemy do środy...


I żaba... końcowa...

Dzięki chłopaki za wspólna jazdę…a drugim razem mocno się zastanowię czy wysłać tego SMS-a…czy może nie…
Było jak zwykle ciężko i niesamowicie, z powodzenie zaliczam kolejną wyprawę do moich e_X_tremów…


Do siego razu.


Dane wyjazdu:
419.00 km 95.00 km teren
20:00 h 20.95 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys

Koronowo Most Rowerowy. Super Maraton z Mareckim

Sobota, 31 stycznia 2015 · dodano: 01.02.2015 | Komentarze 9

No i mały rekord stał się faktem.
Pomysłodawca Marek (vel Marecki) rzucił hasło odwiedzenia Koronowa (koło Bydgoszczy) i tak to złożyło się Nam na mały nocny rekordzik sięgający skalą Mega Maratonu.
Lekko niepewnie „podniosłem rękawicę”. Ruszyliśmy we trójkę Marek-prowadzący, Robert-rozprowadzający i ja-niczemu winny uczestnik.
Zaczęło się szybko i sprawnie do Tczewa gdzie chcieliśmy przeczekać wrednie padający śnieg z deszczem. Niestety czekanie nic nie dało, ruszyliśmy więc dalej i tak to w totalnej brei i błocie pośniegowym brnęliśmy pomału do mosty Knybawskiego .
Robert stwierdził że wraca bo mu jednak nie w smak ta pogoda.
My przemoknięci do suchej nitki postanowiliśmy to samo uczynić w Kwidzynie.
Stało się jednak inaczej. Jakoś lekko odpuściła pogoda i po inspekcji wału Wiślanego oraz po nocnych zmaganiach leśnych na rowerowym szlaku nadwiślańskim dotarliśmy w okolice Grudziądza. Dalej już trasą dojechaliśmy do Świecia i Koronowa - naszego celu.
Po zasięgnięciu kilku informacji przez Marka na jednym z CPN okazało się że cel nasz jest niedaleko bo tuż za tymi budynkami… ooo zdziwienie nasze było ogromne ponieważ właśnie zmierzaliśmy do Bydgoszczy, zupełnie niepotrzebnie….
I to właśnie ten cel…Bum szczenna opadła nam na ziemię jak zobaczyliśmy ścieżkę rowerową o długości ponad 30km, której wypróbowaliśmy mały odcinek – właśnie do owego MOSTU…


I Bbbuuumm drugi raz jak zobaczyliśmy owy MOST… Ja cięż nie pierniczę… TO SIĘ NAZYWA INWESTYCJA…


Trudno to nawet opisać – trzeba tu przyjechać i zobaczyć… Mowę nam odjęło…
Na górze ma się nawet mały lęk wysokości… Jak tu nie liczą się chęci...? Piękna sprawa i niesamowite wrażenie na moście kiedy barierki są tak wąsko...

Ale cóż szczęka opadła i z taką opadniętą szczęką trzeba wracać do domciu… I tak zaliczając po kolei Grudziądz, Kwidzyn, Sztum, Malbork dotarliśmy zmęczeni i zziębnięci do naszego Elbląga.
Na koniec spotkałem jeszcze Roberta, któremu mogłem opowiedzieć to co go ominęło ostatniej doby.

Dzięki Marek za prowadzenie i zorganizowanie tego Maratonu bo tak przecież można to nazwać bez ogródek...
Z powodzeniem wpisuję tą wyprawę do e_X_tremalnych przepraw rowerowych.

Kilka fotek...




No ten to wyluzował...




MOR - Miejsce Obsługi Roweru...








Piękna zima... a w Elblągu nic...




A TUTAJ wszystkie zdjęcia z wyprawy.




Dane wyjazdu:
363.00 km 18.00 km teren
17:00 h 21.35 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys

Nocnie - Trójmiasto i Mierzeja Wiślana. Rekord zimowy.

Sobota, 17 stycznia 2015 · dodano: 18.01.2015 | Komentarze 6

Nic nie zapowiadało że uda się zaatakować mały „zimowy rekord” podczas „Nocnych zmagań”.
Ruszyłem z Markiem i Robertem na podbój trójmiasta. Ja planowałem się odłączyć i samotnie uderzyć na Hel ale po dłuższych pertraktacjach chłopaki namówili mnie na odpuszczenie sobie „helskiej przygody” i objechania z nimi trójmiejskich okolic.
Tak się stało.
Do Gdyni przyjechaliśmy pomijając z lekka „7-demkę” przez Marzęcino, Kiezmark, Błotnik i Przejazdowo. Z Gdyni w drodze powrotnej zaczepiliśmy o Szadółki i pobłądziliśmy lekko w miejscowościach Kowale i Borkowo bo przecież próbowaliśmy wracać przez Pruszcz Gdański.
Ale nic to było świetnie, przecież nocą wszystko wygląda inaczej.
Z Pruszcz Gdańskiego udaliśmy się bokami prze Roszkowo, Trutnowy, Kiezmark do mostu nad Wisłą po czym znowu na boczek przez Ostaszewo, Lubiszewo do Nowego Dworu GD a stamtąd do Marzęcina.




Start...


Gdańsk...


Sopot...


Gdynia...




Gdynia Skwer...




Robert się wychyla na dworcem w Gdańsku...


I to o 4.00 rano...


Pomierzyli nas i wypuścili po 10 minutach...


Popasik w ciastkarni...

W Marzęcinie (koło godziny 9.00 rano) niestety już musieliśmy się rozstać ponieważ chłopaki mieli czas ograniczony i uderzać na Elbląg a ja jeszcze miałem cały dzień przed sobą.
Już z bagażem 230km ruszyłam jeszcze na Mierzeje Wiślaną aby zwięczyć dzieło i dobić do 300.
Ale cóż tu się dzieje widzę jakieś dwa rowery w Sztutowie przy ciastkarni a to Mario ze Sławkiem siedzą i zajadają smakowitości. Nie omieszkałem się do nich przysiąść ale czułem że to tak łatwo nie skończy – ciarki chodziły mi po plecach… No i padło – jedziemy do Piasków…
No kurcze przecież nie miałem takiego zamiaru ale no przecież nie odpuszczę…Długo mnie nie namawiali… Dajesz i już. I dałem…



W drodze na Mierzeję...




Mariusz i Sławek słodzą sobie życie...
Dołączyłem do nich...



Ktoś tu mówił o jakieś niezgodzie...


To już koniec...


Wracamy...

Dojechaliśmy do Pisków i do Rosyjskiej Granicy – po czym udaliśmy się do domciu.

I tak mój dystans nabrał miana małego rekordu ponieważ w styczniu jeszcze nigdy nie przejechałem jednorazowo 363km…

Dzięki wszystkim za kręcenie i brak samotności z mojej strony. Markowi i Robertowi że tak fajnie mnie prowadzili po Trójmieście a Sławkowi i Mariuszowi że tak łatwo namówili mnie na Piaski.
Dzięki i do siego razu…




Dane wyjazdu:
333.00 km 160.00 km teren
19:00 h 17.53 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys

Pierwsza 3-setka 2015...

Poniedziałek, 5 stycznia 2015 · dodano: 06.01.2015 | Komentarze 5

No i tak to pogoniliśmy tą 3-setkę…

Na starcie zjawiło się 4 odważnych: Robert (inicjator) Mariusz, Sławek i ja jako, lekko mówiąc prowadzący.
A prowadziłem naszą czwórkę bardzo różnie, najczęściej jednak po trasach nadmorskich z dużą przewagą terenu i to niebyle jakiego terenu. Od Gdyni do Władysławowa pociągnęliśmy szlakiem niebiskim, prosto i przyjemnie pokonując kilosy. Z Władysławowa już nie było tak słodko. Po dotarciu do m. Karwia uderzyliśmy w las. Po drodze Biało Góra i Lubiatowo.
Gdzieś koło godzin porannych dotarliśmy do Stilo. Niestety z powodu mojego nieudolnego prowadzenia ominęliśmy lekką i przyjemną ścieżkę rowerową do Łeby i przez pomyłkę pokonaliśmy piaszczysty szlak czerwony prowadzący po piaskach Mierzeji Serbskiej.W Łebie nasze zmęczenie sięgnęło zenitu. Dalsza drogę postanowiliśmy pokonywać (zgodnie z założeniami) asfaltowo. I jak to bywa i tym razem udało się to raczej połowicznie. Doszło nawet do rozłamu grupy i ponownym jej zawiązaniu w Pucku. W powrotnej drodze do Trójmiasta zaliczyliśmy ścieżkę rowerową z Krokowej do Swarzewa i ponownie szlak niebieski do Gdyni.
Z trójmiasta aby ominąć zaśnieżoną „7-demkę” zarządziłem powrót przez Szkarpawę i Tujsk. Jedynie Robert nie mógł się pogodzić z tą propozycją bo uważał że owa trasa jest najszybszą drogą do „cieplutkiej wanny” – marzeniem każdego z Nas.
Tak też nadkładając lekko kilosów dotarliśmy do rogatek Elbląga.
Na koniec tylko krótko powiem że takie wypady stają się dla uczestników dużą nauką i wzbogacają nas o spore doświadczenie – pewnie owocujące w przyszłości.

Sławek na koniec skwitował krótko.
– Długo będę pamiętał ten wyjazd…

A co po drodze przeżyliśmy i widzieliśmy to opowiemy sobie przy ognisku i małym bezalkoholowym w czasie innych wypraw.


TUTAJ zdjęcia... niewiele ale zawsze coś.


Kilak fotek.


Władysławowo Ratusz.


Rozewie...


Okolice Łeby...




Na Puckich Klifach...




Gleba na niebieskim szlaku...


Gdańsk... przed powrotem do domu...


Ku mojemu zdziwieniu... Równiutko...333